Klif fiskalny vs. trade war – let’s go retro
Założę się, że większość czytelników nie kojarzy czym był „klif fiskalny”, a Ci co to przeżyli myślą teraz „o kurwa, rzeczywiście było coś takiego jak klif fiskalny”. Sytuacja miała miejsce pod koniec 2012 r. Uwierzcie lub nie, ten cały pierdolnik w mediach o trade war jest niczym w porównaniu do tego, co było przy okazji klifu fiskalnego. Jeśli ktoś się podnieca twitami Donalda Trumpa, z pewnością ma pamięć krótkotrwałą lub po prostu jest zbyt młody by kojarzyć zawirowania z lat 2012/2013.
Najznamienitsi dziennikarze i ekonomiści wieszczyli recesję wszech czasów, totalny rozpierdziel systemu finansowego USA, a co niektórzy upadek amerykańskiej giełdy i USA w ogóle. To były czasy, gdy w TVN CNBC wypowiadali się analitycy polskich domów maklerskich w taki sposób, by nachapać jak najwięcej retaili, ale nie o nich.
Okres klifu był zajebisty. Agencje ratingowe robiły wtedy furorę, rynek reagował na doniesienia z Moody’s czy S&P. Fitch tak jak się nie liczył, tak się nadal nie liczy. Problem był jeden. W S&P stwierdzili, że brak porozumienia będzie zajebisty i pojawi się ożywienie w USA. Natomiast chłopcy z Moody’s powiedzieli: „brak porozumienia = obniżenie ratingu USA = totalny rozpierdziel”. Bądź tu mądry. Kogo słuchać? Z racji tego, że w mediach pisane były scenariusze jakich sam św. Jan nie był w stanie opisać. Bliższe sercom retaili były prognozy Moody’s. Problem w tym, że prognozy Moody’s pojawiły się szybciej niż te od S&P. Nie trzeba chyba mówić, co stało się ze zwieraczami retaili, gdy S&P wbiło się na rynek ze swoją analizą.
To teraz polecimy całkiem retro:
Zawirowania na rynkach wywołane przez inwestorów działających pochopnie w obawie przed pogorszeniem się sytuacji ekonomicznej w Stanach Zjednoczonych to temat numer 1 w ostatnich dniach. Najlepszym tego przykładem jest rynek amerykański, gdzie popyt i podaż za bardzo nie wiedzą co zrobić.
Zarówno z technicznego jak i spekulacyjnego punktu widzenia powinno dojść do jakiegoś większego odreagowania spadków, mimo to nadal jesteśmy na lokalnych dołkach. Spora część inwestorów w obawie przed pogorszeniem sytuacji z pewnością pozbyła się większości swoich aktywów, więc w przypadku napływu złych informacji zgodnych z prognozami, nie powinno dojść do większego ruchu w dół. Wydaje się, iż większość złych informacji jest już w cenie, dlatego ewentualne większe ruchy spadkowe mogą być wywołane jedynie poprzez naprawdę złe informacje. Co w przypadku gdy te negatywne informacje będą lepsze od prognoz ? Wtedy zobaczymy euforyczny ruch w górę. Jak widać tylko w 1 na 3 przypadkach może dojść do ruchu w dół, co daje bykom „przewagę”.
SPX 3000 :-)
Czy historia się powtórzy?
Widać, że artykuł pisany pod wpływem środków odurzających z narracja potwierdzająca zakotwiczenie i przywiązanie autora do obranego kierunku północnego. Nic ciekawego. Sorry